No Future
Kurator: Stach Szabłowski
Muzeum im. Przypkowskich w Jędrzejowie
13 kwietnia – 23 czerwca 2024 r.
Na wystawie „No Future” Bartek Kiełbowicz podejmuje dialog z duchem i kolekcją Muzeum im. Przypkowskich w Jędrzejowie. Tematem rozmowy artysty z instytucją oraz jej zbiorami jest przyszłość – a dokładniej mówiąc jej deficyt, który staje się jednym z najbardziej palących problemów teraźniejszości. Tytuł projektu nawiązuje do słynnej piosenki zespołu Sex Pistols „God Save the Queen” z 1977 roku. Powtarzająca się w jej refrenie fraza „no future” – „nie ma przyszłości” – stała się mottem ruchu punkowego. Była okrzykiem buntu przeciw establishmentowi, wyrażała wotum nieufności wobec zastanego systemu społecznego i niewiarę w obietnice składane przez ten system młodemu pokoleniu. W 2024 roku hasło „No Future” znów brzmi aktualnie, choć z innych powodów niż przed pół wiekiem. Zanim do tych powodów przejdziemy, przedstawmy uczestników toczącego się na wystawie dialogu.
Bartek Kiełbowicz (r. 1985) jest absolwentem Wydziału Malarstwa warszawskiej ASP. Po wybuchu pandemii w 2020 roku poświęcił się tworzeniu rysunkowych komentarzy do wydarzeń mających miejsce w przestrzeni politycznej i społecznej. Formalne eksperymenty i konceptualne zabiegi, z których wcześniej był znany, zawiesił w tym czasie na rzecz lapidarnego, niemal plakatowego przekazu. Prezentowany w rysunkach punkt widzenia na przedstawiane problemy był daleki od neutralności; Kiełbowicz-rysownik to twórca zaangażowany, wyraziście opowiadający się po stronie wolności, demokracji, swobód obywatelskich i praw człowieka. Rezonans jego prac wykroczył przy tym daleko poza wąsko pojęty świat sztuki; rysunkowe komentarze Kiełbowicza funkcjonują szeroko w mediach społecznościowych, wpisują się w publiczne debaty, są też regularnie publikowane w tygodniku „Polityka”, którego artysta jest od 2020 roku stałym współpracownikiem. Na wystawie „No Future” nie zobaczymy jednak rysunków, do jakich Kiełbowicz przyzwyczaił nas w ostatnich latach. Zamiast reagować na aktualne wydarzenia, artysta proponuje refleksję na temat dzisiejszej kondycji pojęcia i wyobrażenia przyszłości.
Muzeum im. Przypkowskich dostarcza szczególnej ramy dla tego rodzaju rozważań. Fundamentem instytucji są kolekcjonerskie i naukowe pasje lekarza i astronoma Feliksa Antoniego Przypkowskiego (1872-1951), który zgromadził w Jędrzejowie jeden z najciekawszych europejskich zbiorów zegarów słonecznych. Zainteresowania Przypkowskiego nie ograniczały się jednak do gnomoniki i miały wszechstronny charakter. W jędrzejowskiej kolekcji obok zegarów słonecznych znajdziemy zatem m.in. numizmaty, starodruki, fotografie, dokumenty, ekslibrisy, dzieła sztuki, eksponaty z dziedziny historii naturalnej, farmaceutyki i medycyny, a także, last but not least, szeroko pojęte pamiątki i świadectwa bliższej oraz dalszej historii. W tym samym duchu kolekcję rozwijali przedstawiciele kolejnych generacji rodziny Przypkowskich. W 1962 roku zbiory przekazane zostały państwu, ale powstałą w ten sposób publiczną instytucją do dziś kierują potomkowie Feliksa. Zbiory Muzeum im. Przypkowskich układają się zatem w wielowątkową opowieść. W instytucji tej, niczym w dawnych kunstkamerach, przeplatają się dyskursy wielu dziedzin i różne porządki: nauka i życie codzienne, sztuka i rzemiosło, wiedza i pamięć, historia prywatna i historia powszechna. Czy ta opowieść posiada motyw przewodni? Oczywiście: są nim dzieła gnomoniki, z których słynie Muzeum, ale również, a nawet przede wszystkim, czas. To on wyrasta na głównego bohatera jędrzejowskiej narracji. Czas teraźniejszy odmierzany przez zegary słoneczne. I czas przeszły reprezentowany przez zgromadzone w Muzeum niezliczone zabytki, artefakty, pamiątki, ślady historii.
A co z czasem przyszłym? To kwestia, którą zanurzając się w wypełniającym Muzeum żywiole przeszłości, stawia Bartek Kiełbowicz.
Wchodząc w dialog z Muzeum, artysta używa języka rezonującego z tym, w którym swoją narrację artykułuje jędrzejowska kolekcja. Przygotowując się do wystawy, Kiełbowicz spreparował własny zbiór pamiątek i świadectw przeszłości. Tworzywem tych prac są przedmioty i obrazy znalezione – fotografie z wystawionych na sprzedaż albumów, stare pocztówki, reprodukcje wyszperane w antykwariatach, upolowane na pchlich targach osobliwości. Kiełbowicz tworzy z tego pochodzącego z drugiej ręki materiału kolaże i zagadkowe alegorie. Powtarzającym się motywem prac są czarno-białe, legitymacyjne portrety. Zdjęcia pochodzą z lat 70. XX wieku i należały kiedyś do archiwum działu „zasobów ludzkich” jakiegoś PRL-owskiego przedsiębiorstwa. Przed dziesięcioma laty artysta nabył je na targu staroci. Nie wiemy, jakiego zakładu pracownikami były uwiecznione na fotografiach osoby, nie znamy ich tożsamości ani losów. W pracach Kiełbowicza wizerunki te pełnią rolę znaków. Jak je odczytywać? Czy twarze ze zdjęć przypominają kogoś, kogo znamy? Znaliśmy w przeszłości? A może w którymś z tych oblicz odnaleźć można odbicie własnego? To aktorzy historii, czy też jej anonimowi świadkowie? To samo pytanie – czy jesteśmy podmiotami czy przedmiotami narracji dziejów – może zadać sobie każda osoba oglądająca wystawę.
Wśród prac przygotowanych na wystawę w Jędrzejowie są takie, które Kiełbowicz tworzył ramię w ramię ze sztuczną inteligencją. Jeszcze inne powstały dawno temu; artysta wydobył je ze swojego archiwum i przemieszał z nowymi realizacjami.
Na czas trwania projektu „No Future” Kiełbowicz prace, które przywiózł do Jędrzejowa, wplata w ekspozycję stałą zbiorów Muzeum im. Przypkowskich. Jeżeli zbiory te potraktować jako tekst, to artefakty wprowadzone przez Kiełbowicza są palimpsestem. Są „obcymi ciałami” – dołożonymi do muzealnej układanki puzzlami pochodzącymi z innego kompletu. Muzea to fabryki wytwarzające wyobrażenia przeszłości. Umieszczając swoje prace w stałej ekspozycji, Kiełbowicz zakłóca wyobrażenia produkowane przez jędrzejowską kolekcję. Podsuwa nowe tropy i skojarzenia, niczym w teorii spiskowej miesza rzeczywistość, fikcję i domysły. Zmącony obraz przeszłości jest krzywym zwierciadłem, w którym odbija się niewyraźne oblicze przyszłości. Odbicie to oglądamy w momencie, w którym wiara w przyszłość – siła napędowa nowoczesnego projektu cywilizacyjnego – ulega poważnemu zachwianiu. W nieprzewidywalnym, błyskawicznie zmieniającym się świecie ponowoczesnym upływ czasu przyspieszył. Horyzont przyszłości radykalnie się zawęził; nie trzeba na nią długo czekać, nadchodzi niemal z dnia na dzień, ale jej nadejścia coraz częściej wyczekujemy raczej z lękiem niż nadzieją. Można powiedzieć, że przyszłość nie jest dziś tym, czym była kiedyś – na przykład w czasach Feliksa Przypkowskiego, w których rzeczywistość zdawała się pędzić nieuchronnie w kierunku wytyczonym przez trajektorię postępu, w stronę technologicznej i społecznej utopii. Dziś na stole nie mamy żadnego utopijnego projektu na przyszłość. Dalszy postęp technologiczny kojarzony jest z pogłębianiem obecnych problemów ekologicznych i, w dalszej perspektywie, z widmem przepowiadanej katastrofy klimatycznej. Mało kto liczy już na stworzenie idealnego społeczeństwa; w tzw. krajach rozwiniętych dominuje raczej przekonanie, że „dobrze już było” oraz konserwatywny odruch bronienia dotychczasowych zdobyczy (na przykład przed migrantami z krajów słabiej rozwiniętych) – instynkt skądinąd podszyty fatalistycznym przeczuciem, że na dłuższą metę status quo obronić się nie da. Znakiem czasu są projekty możnych tego świata, magnatów pokroju Elona Muska, którzy dawno porzucili wizje tworzenia raju na Ziemi i całkiem poważnie snują plany ucieczki uprzywilejowanych przed nadchodzącą przyszłością na Marsa.
Tu i teraz, w Polsce w 2024 roku, najczęstszym słowem powtarzanym w rozmowach o przyszłości, jest „wojna”, która w teraźniejszości już toczy się u naszych granic.
Epilogiem albo, jak kto woli, prologiem projektu Kiełbowicza jest mural, który artysta namalował w pawilonie wystaw czasowych Muzeum im. Przypkowskich. Wpisując się w poetykę instytucji, w której tak ważną rolę odgrywają wielopokoleniowe tradycje jej założycieli i kuratorów, sięgnął po obraz wprowadzający w narrację „No Future” wątek jego własnych rodzinnych relacji. Mural jest malarską interpretacją zdjęcia wykonanego przez ojca Bartka, fotoreportera Andrzeja Kiełbowicza. Fotografia została zrobiona w 1981 roku., w złotej erze punk rocka, podczas festiwalu muzyki alternatywnej w Sopocie. Przedstawia kroczącą deptakiem punkową brygadę; jeden z młodych ludzi ma wypisane na koszulce hasło „no future”. Cytując uchwyconą przez Andrzeja Kiełbowicza scenę, jego syn zdaje się sugerować, że historia lubi się powtarzać, ale powtarzając się nigdy nie ma na myśli tego samego. Na przełomie lat 70. i 80. XX wieku „No Future” było hasłem buntu przeciw zastanej rzeczywistości. Teraz to rzeczywistość zdaje się wszczynać bunt przeciw nam.
Stach Szabłowski
Kurator: Stach Szabłowski
Muzeum im. Przypkowskich w Jędrzejowie
13 kwietnia – 23 czerwca 2024 r.
Na wystawie „No Future” Bartek Kiełbowicz podejmuje dialog z duchem i kolekcją Muzeum im. Przypkowskich w Jędrzejowie. Tematem rozmowy artysty z instytucją oraz jej zbiorami jest przyszłość – a dokładniej mówiąc jej deficyt, który staje się jednym z najbardziej palących problemów teraźniejszości. Tytuł projektu nawiązuje do słynnej piosenki zespołu Sex Pistols „God Save the Queen” z 1977 roku. Powtarzająca się w jej refrenie fraza „no future” – „nie ma przyszłości” – stała się mottem ruchu punkowego. Była okrzykiem buntu przeciw establishmentowi, wyrażała wotum nieufności wobec zastanego systemu społecznego i niewiarę w obietnice składane przez ten system młodemu pokoleniu. W 2024 roku hasło „No Future” znów brzmi aktualnie, choć z innych powodów niż przed pół wiekiem. Zanim do tych powodów przejdziemy, przedstawmy uczestników toczącego się na wystawie dialogu.
Bartek Kiełbowicz (r. 1985) jest absolwentem Wydziału Malarstwa warszawskiej ASP. Po wybuchu pandemii w 2020 roku poświęcił się tworzeniu rysunkowych komentarzy do wydarzeń mających miejsce w przestrzeni politycznej i społecznej. Formalne eksperymenty i konceptualne zabiegi, z których wcześniej był znany, zawiesił w tym czasie na rzecz lapidarnego, niemal plakatowego przekazu. Prezentowany w rysunkach punkt widzenia na przedstawiane problemy był daleki od neutralności; Kiełbowicz-rysownik to twórca zaangażowany, wyraziście opowiadający się po stronie wolności, demokracji, swobód obywatelskich i praw człowieka. Rezonans jego prac wykroczył przy tym daleko poza wąsko pojęty świat sztuki; rysunkowe komentarze Kiełbowicza funkcjonują szeroko w mediach społecznościowych, wpisują się w publiczne debaty, są też regularnie publikowane w tygodniku „Polityka”, którego artysta jest od 2020 roku stałym współpracownikiem. Na wystawie „No Future” nie zobaczymy jednak rysunków, do jakich Kiełbowicz przyzwyczaił nas w ostatnich latach. Zamiast reagować na aktualne wydarzenia, artysta proponuje refleksję na temat dzisiejszej kondycji pojęcia i wyobrażenia przyszłości.
Muzeum im. Przypkowskich dostarcza szczególnej ramy dla tego rodzaju rozważań. Fundamentem instytucji są kolekcjonerskie i naukowe pasje lekarza i astronoma Feliksa Antoniego Przypkowskiego (1872-1951), który zgromadził w Jędrzejowie jeden z najciekawszych europejskich zbiorów zegarów słonecznych. Zainteresowania Przypkowskiego nie ograniczały się jednak do gnomoniki i miały wszechstronny charakter. W jędrzejowskiej kolekcji obok zegarów słonecznych znajdziemy zatem m.in. numizmaty, starodruki, fotografie, dokumenty, ekslibrisy, dzieła sztuki, eksponaty z dziedziny historii naturalnej, farmaceutyki i medycyny, a także, last but not least, szeroko pojęte pamiątki i świadectwa bliższej oraz dalszej historii. W tym samym duchu kolekcję rozwijali przedstawiciele kolejnych generacji rodziny Przypkowskich. W 1962 roku zbiory przekazane zostały państwu, ale powstałą w ten sposób publiczną instytucją do dziś kierują potomkowie Feliksa. Zbiory Muzeum im. Przypkowskich układają się zatem w wielowątkową opowieść. W instytucji tej, niczym w dawnych kunstkamerach, przeplatają się dyskursy wielu dziedzin i różne porządki: nauka i życie codzienne, sztuka i rzemiosło, wiedza i pamięć, historia prywatna i historia powszechna. Czy ta opowieść posiada motyw przewodni? Oczywiście: są nim dzieła gnomoniki, z których słynie Muzeum, ale również, a nawet przede wszystkim, czas. To on wyrasta na głównego bohatera jędrzejowskiej narracji. Czas teraźniejszy odmierzany przez zegary słoneczne. I czas przeszły reprezentowany przez zgromadzone w Muzeum niezliczone zabytki, artefakty, pamiątki, ślady historii.
A co z czasem przyszłym? To kwestia, którą zanurzając się w wypełniającym Muzeum żywiole przeszłości, stawia Bartek Kiełbowicz.
Wchodząc w dialog z Muzeum, artysta używa języka rezonującego z tym, w którym swoją narrację artykułuje jędrzejowska kolekcja. Przygotowując się do wystawy, Kiełbowicz spreparował własny zbiór pamiątek i świadectw przeszłości. Tworzywem tych prac są przedmioty i obrazy znalezione – fotografie z wystawionych na sprzedaż albumów, stare pocztówki, reprodukcje wyszperane w antykwariatach, upolowane na pchlich targach osobliwości. Kiełbowicz tworzy z tego pochodzącego z drugiej ręki materiału kolaże i zagadkowe alegorie. Powtarzającym się motywem prac są czarno-białe, legitymacyjne portrety. Zdjęcia pochodzą z lat 70. XX wieku i należały kiedyś do archiwum działu „zasobów ludzkich” jakiegoś PRL-owskiego przedsiębiorstwa. Przed dziesięcioma laty artysta nabył je na targu staroci. Nie wiemy, jakiego zakładu pracownikami były uwiecznione na fotografiach osoby, nie znamy ich tożsamości ani losów. W pracach Kiełbowicza wizerunki te pełnią rolę znaków. Jak je odczytywać? Czy twarze ze zdjęć przypominają kogoś, kogo znamy? Znaliśmy w przeszłości? A może w którymś z tych oblicz odnaleźć można odbicie własnego? To aktorzy historii, czy też jej anonimowi świadkowie? To samo pytanie – czy jesteśmy podmiotami czy przedmiotami narracji dziejów – może zadać sobie każda osoba oglądająca wystawę.
Wśród prac przygotowanych na wystawę w Jędrzejowie są takie, które Kiełbowicz tworzył ramię w ramię ze sztuczną inteligencją. Jeszcze inne powstały dawno temu; artysta wydobył je ze swojego archiwum i przemieszał z nowymi realizacjami.
Na czas trwania projektu „No Future” Kiełbowicz prace, które przywiózł do Jędrzejowa, wplata w ekspozycję stałą zbiorów Muzeum im. Przypkowskich. Jeżeli zbiory te potraktować jako tekst, to artefakty wprowadzone przez Kiełbowicza są palimpsestem. Są „obcymi ciałami” – dołożonymi do muzealnej układanki puzzlami pochodzącymi z innego kompletu. Muzea to fabryki wytwarzające wyobrażenia przeszłości. Umieszczając swoje prace w stałej ekspozycji, Kiełbowicz zakłóca wyobrażenia produkowane przez jędrzejowską kolekcję. Podsuwa nowe tropy i skojarzenia, niczym w teorii spiskowej miesza rzeczywistość, fikcję i domysły. Zmącony obraz przeszłości jest krzywym zwierciadłem, w którym odbija się niewyraźne oblicze przyszłości. Odbicie to oglądamy w momencie, w którym wiara w przyszłość – siła napędowa nowoczesnego projektu cywilizacyjnego – ulega poważnemu zachwianiu. W nieprzewidywalnym, błyskawicznie zmieniającym się świecie ponowoczesnym upływ czasu przyspieszył. Horyzont przyszłości radykalnie się zawęził; nie trzeba na nią długo czekać, nadchodzi niemal z dnia na dzień, ale jej nadejścia coraz częściej wyczekujemy raczej z lękiem niż nadzieją. Można powiedzieć, że przyszłość nie jest dziś tym, czym była kiedyś – na przykład w czasach Feliksa Przypkowskiego, w których rzeczywistość zdawała się pędzić nieuchronnie w kierunku wytyczonym przez trajektorię postępu, w stronę technologicznej i społecznej utopii. Dziś na stole nie mamy żadnego utopijnego projektu na przyszłość. Dalszy postęp technologiczny kojarzony jest z pogłębianiem obecnych problemów ekologicznych i, w dalszej perspektywie, z widmem przepowiadanej katastrofy klimatycznej. Mało kto liczy już na stworzenie idealnego społeczeństwa; w tzw. krajach rozwiniętych dominuje raczej przekonanie, że „dobrze już było” oraz konserwatywny odruch bronienia dotychczasowych zdobyczy (na przykład przed migrantami z krajów słabiej rozwiniętych) – instynkt skądinąd podszyty fatalistycznym przeczuciem, że na dłuższą metę status quo obronić się nie da. Znakiem czasu są projekty możnych tego świata, magnatów pokroju Elona Muska, którzy dawno porzucili wizje tworzenia raju na Ziemi i całkiem poważnie snują plany ucieczki uprzywilejowanych przed nadchodzącą przyszłością na Marsa.
Tu i teraz, w Polsce w 2024 roku, najczęstszym słowem powtarzanym w rozmowach o przyszłości, jest „wojna”, która w teraźniejszości już toczy się u naszych granic.
Epilogiem albo, jak kto woli, prologiem projektu Kiełbowicza jest mural, który artysta namalował w pawilonie wystaw czasowych Muzeum im. Przypkowskich. Wpisując się w poetykę instytucji, w której tak ważną rolę odgrywają wielopokoleniowe tradycje jej założycieli i kuratorów, sięgnął po obraz wprowadzający w narrację „No Future” wątek jego własnych rodzinnych relacji. Mural jest malarską interpretacją zdjęcia wykonanego przez ojca Bartka, fotoreportera Andrzeja Kiełbowicza. Fotografia została zrobiona w 1981 roku., w złotej erze punk rocka, podczas festiwalu muzyki alternatywnej w Sopocie. Przedstawia kroczącą deptakiem punkową brygadę; jeden z młodych ludzi ma wypisane na koszulce hasło „no future”. Cytując uchwyconą przez Andrzeja Kiełbowicza scenę, jego syn zdaje się sugerować, że historia lubi się powtarzać, ale powtarzając się nigdy nie ma na myśli tego samego. Na przełomie lat 70. i 80. XX wieku „No Future” było hasłem buntu przeciw zastanej rzeczywistości. Teraz to rzeczywistość zdaje się wszczynać bunt przeciw nam.
Stach Szabłowski